Od spotkania do wydania, czyli skąd się biorą książki

07.09.2021
[rt_reading_time label="Czas czytania:" postfix="min." postfix_singular="min."]

Od spotkania do wydania, czyli skąd się biorą książki

Joanna Kamień

Od spotkania do wydania, czyli skąd się biorą książki*

Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów

Towarzyszy nam niemal od zawsze i jest nieodłącznym elementem cywilizacji, symbolem mądrości, dociekania prawdy, uczoności, wiedzy, roztropności, magii, historii, sztuki i prawa, a także ucieczki od rzeczywistości. W historii odnotowujemy przypadki, kiedy była przyczyną prześladowania i represji skierowanych zarówno w nią, jak i w jej twórcę, jeśli myśli w niej zawarte nie były zgodne z obowiązującą polityką; bywała też narzędziem walki z reżimem i zniewoleniem, sposobem na zachowanie tożsamości, źródłem nadziei, receptą na przetrwanie w trudnych czasach; palona na stosach padała ofiarą ideologii, z czasem zaczęła służyć za pole do dyskusji i prowadzenia polemik. Zdarzało się, że prowadziła autora na salę rozpraw sądowych, stawała się przyczyną wyklęcia go ze społeczeństwa, zmuszała do emigracji, wtrącała do więzienia, wyrzucała z okna, prowadziła na szafot, ale też pozostawała trwałym śladem jego istnienia, potrafiła zrobić na czytelnikach wrażenie tak ogromne, że zmieniali całkowicie swoje życie albo… kończyli je samobójczą śmiercią wkrótce po lekturze (efekt Wertera). Wywołała ferment w historii i kulturze, a nawet życiu osobistym wielu osób. Była i jest wyrazem postępu, nośnikiem pamięci, gwarantem trwania. Ukochane dziecko autora, obiekt pożądania bibliofila, przedmiot pracy i zabiegów rzeszy ludzi, którzy pracują nad jej stworzeniem. KSIĄŻKA.

Miło szeleszczące kartki papieru, zadrukowane literami, ozdobione ilustracjami, zebrane w sfalcowane arkusze zszyte z sobą nićmi, a następnie wzmocnione merlą i przymocowane do grzbietu, zakończone na górze płócienną kapitałką. Blok połączony z okładką wyklejką, arkuszami grubszego papieru spajającego opakowanie z jego zawartością.

Nim doszliśmy do momentu, kiedy wygląd książki jest tak oczywisty, musiały minąć tysiąclecia. Choć występują różne rodzaje opraw, papierów i techniki druku, to nie mamy wątpliwości, jak powstaje i jak wygląda książka. W 2010 r. Google postawiło sobie za cel digitalizację wszystkich książek świata, postanowiło więc je policzyć, żeby wiedzieć, jaka jest skala projektu. Przyjęto zasadę, że każde wydanie tego samego dzieła to oddzielna książka. W efekcie obliczono, że na całym świecie w czasach nowożytnych do 2010 r. zostało wydanych 129 864 880 książek. Polska Biblioteka Narodowa corocznie publikuje Ruch wydawniczy w liczbach. W zestawieniach tych uwzględnione są wszystkie publikacje wydane na terenie Polski, otrzymywane przez Bibliotekę Narodową jako egzemplarze obowiązkowe. W 2017 r. Biblioteka Narodowa ogłosiła, że został pobity rekord – w polskiej bibliografii narodowej znalazło się 36 260 tytułów nowych książek. W 2018 r. liczba ta spadła o 6% – do 33 919 tytułów. Dane te nie obejmują numerów czasopism naukowych, które również stanowią pokaźną część wydawanych rocznie publikacji. Z kolei największa biblioteka na świecie, tj. Biblioteka Kongresu (Library of Congress) z siedzibą w Waszyngtonie we wrześniu 2015 r. posiadała w swoich zbiorach ponad 162 mln różnego rodzaju dokumentów, w tym m.in. ponad 38,6 mln książek, 70,3 mln rękopisów, 5,6 mln map i atlasów, 14,2 mln fotografii, 17,1 mln mikrofilmów oraz 7,2 mln dokumentów muzycznych w ponad 470 językach. Niewiele mniejsze są zasoby Biblioteki Brytyjskiej (The British Library) z siedzibą w Londynie, która ma w swoich zbiorach ponad 150 mln pozycji w każdym znanym języku, w tym ok. 25 mln książek. Corocznie do tej kolekcji przybywa ok. 3 mln nowych książek. Zapewne nie byłoby to możliwe, gdyby nie wynalazek druku.

By jednak w warsztacie Johannesa Gutenberga w Moguncji w 1450 r. ukazała się pierwsza drukowana książka – podręcznik szkoły Ars grammatica Aeliusa Donatusa, potrzebny był dorobek różnych cywilizacji, które przez tysiąclecia wypracowywały drogę do tego, że słowo może zostać utrwalone i powielone na piśmie. Historia ta obfituje w wiele wątków, działa się przez tysiące lat na różnych kontynentach, niektóre jej motywy obrosły legendą, inne odcisnęły piętno na rozwoju cywilizacyjnym poszczególnych państw. A zaczęła się od słowa i chęci jego utrwalenia na piśmie.

Na początku był kamień

Gdy skończył rozmawiać z Mojżeszem na górze Synaj, dał mu dwie tablice Świadectwa, tablice kamienne, napisane palcem Bożym.

(Wj 31, 18)

Idea pisania, czyli komunikacji za pomocą znaków odzwierciedlających mowę, przybyła do Egiptu z pobliskiej Sumerii (dziś północno-wschodni Irak), gdzie funkcjonowało pismo klinowe polegające na wyciskaniu w glinie znaków klinowym rylcem. Pierwsze egipskie hieroglify pojawiły się pod koniec IV tysiąclecia p.n.e. i były zapisywane na kamieniu oraz wyrobach ceramicznych. Niebawem jednak, jeszcze w tym samym tysiącleciu mieszkańcy delty Nilu zaczęli wykorzystywać jako materiał piśmienniczy papirus, produkowany z uprawianych przez nich trzcin papirusowych (cyperus papyrus). Choć stał się on popularny, nie zarzucono całkowicie pisania na kamieniach. W Muzeum w Palermo znajduje się tzw. kamień z Palermo, czyli fragment steli egipskiej z czasów V dynastii (ok. 2480–2350 r. p.n.e.) Starego Państwa, na której wyryto kronikę wydarzeń tego okresu. Znany jest też pochodzący ze 195 r. p.n.e. kamień z Rosetty, miasta portowego położonego w delcie Nilu. Wyryto na nim w języku egipskim, pismem hieroglificznym i demotycznym, oraz w języku greckim napis ku czci króla Ptolemeusza V Epifanesa. Na kamieniu zapisywano i nadal zapisuje się to, co ma być szczególnie trwałe, jak napisy na pomnikach i nagrobkach.

Z czasem papirus został wyparty przez pergamin, produkowany ze skór zwierzęcych. Jego wynalezienie przypisuje się zwykle królowi Pergamonu Eumenesowi II (władał w latach 197–159 p.n.e.), założycielowi wielkiej biblioteki, mającej konkurować z Aleksandryjską. W rzeczywistości jednak już w V wieku p.n.e. Herodot relacjonował, że Grecy z Jonii pisali książki na skórach zwierzęcych, gdy brakowało papirusu. Choć Pergamończycy nie byli pierwszymi ludźmi piszącymi na skórze, to jako pierwsi opracowali metodę przekształcenia skóry w sprężysty i gładki pergamin.

Żeby jednak pergamin na dobre zastąpił papirus, trzeba było upadku gospodarki egipskiej w wyniku szóstej wojny syryjskiej, co skutkowało zahamowaniem eksportu papirusu, a pomocny okazał się też pewien nieszczęśliwy wypadek. Otóż, kiedy skończyła się wojna w Egipcie, w latach 168–167 p.n.e. główny uczony Biblioteki Pergamońskiej, Krates z Mallos przebywał w podróży dyplomatycznej wraz z bratem Eumenesa II Attalusem w Rzymie. Już na początku tej wizyty Krates wpadł do odkrytego rynsztoka na Wzgórzu Palatyńskim i złamał nogę. W tej sytuacji musiał pozostać w mieście dłużej, toteż podczas przymusowej rekonwalescencji wygłaszał wykłady z gramatyki i krytyki literackiej. Jego książki były pisane na pergaminie, a pozbawieni papirusu Rzymianie z zachwytem słuchali o nieznanym im materiale piśmienniczym.

Krates, chcąc przypodobać się jeszcze bardziej gospodarzom, zamówił transport pergaminu do Rzymu. W ten sposób charta pergamena zaczęła dominować w świecie starożytnym, asymilowana przez kolejne kultury. Stała się nieodłączną częścią kultury żydowskiej, ale szybko przejęli ją też chrześcijanie. Jedynie Watykan aż do 1022 r., do pontyfikatu Benedykta VIII, ogłaszał bulle, używając papirusu, co mogło mieć związek ze słowami Apokalipsy, w której Pergamon nazywa się „tronem Szatana”.

Dzieje papieru są bardziej złożone. Wiadomo jednak, że został wynaleziony w Chinach. Wcześniej Chińczycy wykorzystywali różne materiały – teksty były wyryte na kościach, skorupach żółwi, w metalu i glinie, kamieniu, jadeicie i drewnie. Wszystkie starożytne księgi pisali na zhú bó (竹帛) – dosłownie bambusie i jedwabiu. Jednak bambus był ciężki, a jedwab drogi.

W III wieku p.n.e. mieszkańcy Państwa Środka zaczęli wytwarzać papier z lnianych szmat, a przez kolejne stulecia technika jego wyrobu była udoskonalana. Potem do produkcji papieru zaczęto wykorzystywać korę drzew, tkaniny konopne oraz zużyte sieci rybackie. Wszystko to działo się w Chinach tysiące lat przed tym, jak zachodni papiernicy zaczęli eksperymentować z podobnymi surowcami.

Szczególną rolę odegrał w tym Cai Lun, sługa, który dołączył do dworu cesarza Zhanga w 75 r. n.e. Ten eunuch i faworyt cesarzowej Don wspiął się wysoko po szczeblach kariery, uczestnicząc w intrygach swej pani przeciwko konkubinom cesarza. Ponieważ pomógł jej wyeliminować zarówno panią Song, jak i panią Liang, które w wyniku jego spisków popełniły samobójstwo („zmarły ze zmartwienia”), cesarzowa, kiedy sprawowała władzę w imieniu małoletniego cesarza He, wyniosła Cai Luna do wysokich godności. Kilka lat po jej śmierci w 105 r. Cai zademonstrował swój wynalazek – cienkie, gładkie arkusze wykonane z włókien roślinnych. Choć papier wyrabiano już wcześniej, Cai Lun rozwinął to rzemiosło, a w nagrodę rok po swoim odkryciu wszedł w skład świty cesarskiej i awansował na jedno z najbardziej pożądanych stanowisk na dworze, po czym związał się z cesarzową wdową Deng. Po jej śmierci przyszło mu jednak zapłacić za wcześniejsze zbrodnie i spodziewając się wyroku skazującego, wybrał los swoich ofiar. Nim nowy cesarz wymierzył karę, Cai Lun przybrał się w najlepsze szaty i… „zmarł ze zmartwienia”.

Choć Chińczycy pilnie strzegli tajemnic produkcji jedwabiu i papieru, to w III wieku n.e. wiedza o niej dotarła do Japonii, niedługo potem zaś do Indii, Korei i Indochin, by wreszcie w VIII stuleciu za pośrednictwem Arabii rozprzestrzenić się na cały świat muzułmański. Europa nie chciała przyjąć papieru.

W 1150 r. otwarto papiernię w będącym pod wpływem muzułmańskim mieście Xàtiva, nieopodal dzisiejszej Walencji, ale chrześcijańscy krzyżowcy uważali papier za wytwór pogański i palili książki. W 1244 r. Xàtiva dostała się pod panowanie chrześcijańskie i w ciągu kolejnego stulecia papiernie pojawiły się w całej południowej Europie. Od tej pory na całym świecie coraz bardziej udoskonalano produkcję papieru i współcześnie jest to nowoczesny proces przemysłowy.

Nikt już nie wyobraża sobie książek bez papieru, a po czasach komuny w Polsce i reglamentacji papieru nastąpił wspaniały rozkwit tego przemysłu oraz nieograniczony dostęp do wszelkich nowinek w tej branży. Różnorodność papierów mogłaby być przedmiotem osobnej książki. Ograniczeniem przy wyborze spośród całego zestawu rodzajów są już tylko pieniądze. Papier ma tak wiele indywidualnych właściwości, że można spędzać godziny nad próbnikami, patrząc na te różnokolorowe skrawki, na całą gamę bieli i czerni, badając palcami fakturę i gramaturę, wyczuwając drobinki włókien w papierach niepowlekanych lub z przyjemnością stwierdzając jedwabistość papierów gładzonych, powlekanych czy kalandrowanych. Papier, jego szelest, zapach połączony z zapachem farby drukarskiej i kleju introligatorskiego jest ważnym wyróżnikiem książki – tego, w jaki sposób ją odbieramy i odczuwamy jako przedmiot, jako wytwór estetyczny. Wybór papieru bywa jednym z najprzyjemniejszych etapów projektowania książki, pod warunkiem oczywiście, że budżet na taki nieograniczony wybór pozwala.

Gutenberg nie był pierwszy

Opracowanie techniki produkcji papieru było pierwszym rewolucyjnym krokiem w przygotowaniu książki. Kolejnym stał się wynalazek druku i ruchomych czcionek. Powszechnie przypisuje się go Johannesowi Gutenbergowi, w rzeczywistości jednak ruchome gliniane czcionki pojawiły się 400 lat wcześniej w Chinach. Stworzył je w połowie XI wieku chiński plebejusz Pi Sheng, ale – z wyjątkiem opisu tego wydarzenia w źródłach – nie zachowały się żadne materialne dowody tego wynalazku, który poszedł w zapomnienie, nie znajdując powszechnego zastosowania. W 1313 r. urzędnik rządowy opisał wynalezioną przez Pi Shenga glinianą czcionkę i postanowił ją udoskonalić. Stworzył nowy, złożony system czcionki drewnianej i za jej pomocą wydrukował swoją książkę. Do jej druku użył ponad 60 tys. znaków. Chińska ruchoma czcionka była jednak niepraktyczna zarówno ze względu na nieporęczną formę pisma, jak i problematyczny w druku chiński tusz, który nie przylegał dobrze do metalu, gliny czy porcelany, nie było więc możliwe szersze jej zastosowanie.

To Gutenberg, choć w istocie nie wynalazł ruchomej czcionki, dopracował niełatwy proces jej wykorzystania. Wypracowana przez niego technika stała się początkiem nowej ery książki.

Johannes Gutenberg nie był zamożny, ale z pewnością umiał wyjść naprzeciw swoim czasom i przewidzieć oczekiwania czytelników. W 1450 r. założył w Moguncji warsztat drukarski za pieniądze pożyczone od Johanna Fusta, mogunckiego złotnika i członka gildii. Interes ten musiał wydawać się Fustowi bardzo opłacalny, bo sam się zadłużył, by sfinansować pożyczkę w wysokości 800 guldenów, udzieloną na 6%. Ponieważ wszystkie pieniądze pochłonął warsztat, Gutenberg nie wywiązał się ze spłaty odsetek. Miał jednak plan – dostrzegając potencjał zamożnego Kościoła – postanowił wydrukować Biblię. Przekonał Fusta do kolejnej pożyczki, również w wysokości 800 guldenów, którą uzyskał w zamian za zatrudnienie w swoim warsztacie adoptowanego syna Fusta, Petera Schöffera jako czeladnika.

Aby wydrukować Biblię, Gutenberg musiał wykonać stalowe stemple dla 290 różnych znaków, a następnie wykonać matrycę z wytłoczonym odbiciem litery oraz formę odlewniczą, dzięki której uzyskał wystarczającą liczbę czcionek. Do współpracy zaprosił strasburskiego złotnika Hänsa Dünne’a. Biblia Gutenberga wymagała użycia 46 tys. czcionek. Stworzona przez niego forma odlewnicza zrewolucjonizowała druk, a do sukcesu Gutenberga w zasadniczy sposób przyczyniła się farba drukarska, której recepturę sam opracował.

Znając metodę stosowaną przez malarzy holenderskich, przygotowywał farbę z gotowanego oleju lnianego. Eksperymentował z recepturami barwników, szukając odpowiedniego koloru – oprócz węgla jego farba drukarska zawierała miedź, ołów oraz inne metale nadające połysk. Nie ograniczył się jednak tylko do koloru czarnego, wykorzystał cynober na czerwień oraz lazuryt na niebieski. W swoim warsztacie więc zastosował prawie kompletny zestaw podstawowych kolorów farb drukarskich, które obecnie są określane skrótem CMYK, składającym się z pierwszych liter nazw kolorów (cyan – niebieski, magenta – czerwony, yellow – żółty, key colour/black – czarny). Z odpowiedniej ich mieszaniny uzyskujemy wszystkie barwy w druku.

Efekt zabiegów Gutenberga wzbudził podziw i zachwyt. Jego Biblia była bliska ideału, co wymagało olbrzymich nakładów finansowych i mimo rewolucji, jakiej dokonał drukarz z Moguncji, przyczyniła się do jego upadku. Stało się to za sprawą Fusta i Schöffera. Historia ta została drobiazgowo opisana w tzw. Akcie Notarialnym Helmaspergera z 6 listopada 1455 r. Tego dnia Johann Fust stawił się w refektarzu klasztoru franciszkanów w Moguncji przed notariuszem Urlichem Helmaspergerem, żądając zapłaty pięcioletnich odsetek od wspomnianej wyżej pożyczki. Gutenberg, przewidując, co się święci, w swoim imieniu wysłał księdza, kamerdynera i służącego, ale nie udało im się go wybronić. Orzeczono, że jest winien 2020 guldenów. W efekcie cenne wyposażenie jego warsztatu wraz z całym nakładem Biblii przeszło w ręce Fusta. Niecałe 2 lata później z tego samego warsztatu wyszły pięknie wydrukowane książki religijne, w tym Psałterz Moguncki, ale nikt już nie przypisał Gutenbergowi zasług w jego wydaniu. Na końcowej stronie tych dzieł, która była pierwszym w historii pełnym kolofonem, widniały bowiem połączone herby Fust&Schöffer. To tym ostatnim przypadł splendor osiągnięć Gutenberga. Jednak i oni nie cieszyli się długo powodzeniem. W 1462 r. za poparcie dotychczas urzędującego arcybiskupa Moguncji Diethera von Isenburga zostali wypędzeni z miasta wraz z tuzinem czeladników wykształconych w ich warsztacie.

Mogunccy drukarze rozpierzchli się po kontynencie i w ciągu 15 lat od wydania słynnej Biblii Gutenberga we wszystkich krajach Europy pojawiły się prasy drukarskie. W ten sposób zaczęła się era książki w formie drukowanego kodeksu, która funkcjonuje do dziś jako najpopularniejsza, mimo coraz powszechniejszego e-booka, ale to już całkiem inna historia. Pewne jest, że do historii przeszedł Johannes Gutenberg – pierwszy wydawca.

 

*Niniejszy tekst stanowi pierwszą część artykułu Joanny Kamień, który ukazał się pod tym samym tytułem w książce 50 spotkań na 50-lecie UG, red. J.P. Gwizdała, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2019, s. 375-384 (cały artykuł s. 375-399).