Rozmowa z redaktorami naukowymi „Słownika biograficznego historyków Uniwersytetu Gdańskiego” w Gazecie Uniwersyteckiej
W majowym (Nr 4/168, maj 2021) numerze Gazety Uniwersyteckiej pojawiła się rozmowa z redaktorami naukowymi Słownika biograficznego historyków Uniwersytetu Gdańskiego Eugeniuszem Koko i Zbigniewem Opackim, przeprowadzona przez Dominika Bienia. Rozmowę można również przeczytaj tutaj.
Gdańscy historycy i gdańska historia na tle swoich czasów
Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Gdańskiego ukazał się Słownik biograficzny historyków Uniwersytetu Gdańskiego. W słowniku znalazło się 35 artykułów biograficznych naukowców, którzy przynajmniej częściowo swoją działalność zawodową związali z Wyższą Szkołą Pedagogiczną w Gdańsku oraz UG. Autorami tekstów w publikacji są aktualni i emerytowani pracownicy naszej uczelni, często pamiętający opisywane przez siebie postacie. Zdaniem recenzenta książki, profesora Rafała Stobieckiego, „wykorzystane w tekstach ankiety personalne, recenzje w przewodach, wspomnienia najbliższej rodziny, listy sprawiają, że otrzymaliśmy w większości portrety rzetelne, dobrze osadzone w materiale źródłowym, nieograniczające się jedynie do kompilacji opinii z nekrologów i wspomnień”. Z redaktorami naukowymi Słownika, profesorami: Eugeniuszem Koko i Zbigniewem Opackim, rozmawia Dominik Bień.
Czym środowisko gdańskich historyków wyróżniało się na arenie ogólnopolskiej?
Zbigniew Opacki: Po pierwsze, zwróciłbym uwagę na specyfikę kształtowania się tego środowiska. Uformowało się ono relatywnie późno w stosunku do innych ośrodków akademickich, to znaczy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy zaczęły być widoczne efekty pracy profesora Witolda Łukaszewicza z Torunia. Profesor prowadził w Gdańsku pierwsze seminarium historyczne i wypromował rzeszę uczonych, którzy stanowili trzon Instytutu Historii właściwie przez całe kolejne dekady, aż do końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Drugą charakterystyczną cechą gdańskiego środowiska jest pochodzenie geograficzne jego przedstawicieli. Większość osób, które stanowiły trzon zespołu, wywodziła się z różnych szkół, zarówno w sensie instytucjonalnym, jak i w sensie naukowym. Byli wśród nich absolwenci Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu: Czesław Biernat, Zbigniew Binerowski, Stanisław Gierszewski i Jan Powierski, czyli uczniowie lwowskich uczonych – profesorów Stanisława Hoszowskiego i Broni – sława Włodarskiego. Większość z nich zajmowała się tematyką gospodarczą i to na najwyższym poziomie. Mieliśmy też absolwentów Uniwersytetu Poznańskiego: Bogusława Drewniaka, Jerzego Godlewskiego czy Edwina Rozenkranza, a także absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego, którym był Roman Wapiński. W tym miejscu należy zaznaczyć, że znaczna część przyszłych uczonych stopnie doktorskie i habilitacje uzyskała poza gdańskim ośrodkiem. Ostatnim wyróżniającym elementem, właściwym dla środowiska gdańskiego, jest problematyka badawcza. Chociaż ośrodek gdański wystartował dwadzieścia lat po ośrodku toruńskim, którego obszar badań obejmował całą problematykę pomorską, to wyspecjalizował się w badaniach nad Pomorzem Wschodnim, z naciskiem na obszar bałtycki i dzieje Gdańska. Wszystkie te ob – szary wiążą się ze sobą w obszar badań nad Europą Północną. W tym sensie dzieje Gdańska stanowią punkt wyjścia do szerszych badań powszechnodziejowych, szczególnie dla mediewistów i nowożytników.
Eugeniusz Koko: Mówiąc o dziejach środowiska gdańskiego, mamy też świadomość, iż zredagowany przez nas Słownik biograficzny historyków Uniwersytetu Gdańskiego przynosi konkretne informacje dotyczące rozwoju instytucjonalnego kie – runku historia. Problematyka ta wymaga wciąż dalszych badań.
Kto według panów wywarł największy wpływ na rozwój historii w Gdańsku?
Z.O.: Nasze spojrzenie jest konsekwencją osadzenia środowiskowego jako uczniów czy ba – daczy z kręgu skupionego wokół profesora Romana Wapińskiego. Profesor Wapiński był niewątpliwie jedną z najdynamiczniejszych osobowości pod względem kreowania środowiska historycznego na naszej uczelni, a także w za – kresie absorbcji nowych idei oraz kształtowania warsztatu historyka. Wydaje się więc, że jego rola związana była zarówno z wymiarem organizacyjnym, w tym w skali całej uczelni, jak i z wymiarem rozwoju dyscypliny, oczywiście nie umniejszając roli innych uczonych. Nie mam wątpliwości, że Wapiński był liderem tego środowiska i od jego zapatrywania się na różne sprawy bardzo wiele zależało, także w wymiarze ogólnokrajowym – był jedynym przedstawicielem omawianego środowiska, który został członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Umiejętności oraz Polskiej Akademii Nauk. Jego rola była również istotna w obszarze badania polskiej myśli politycznej.
E.K.: Można tu dodać, że profesor Wapiński był niezwykle konsekwentny w swoich badaniach i kiedy spojrzy się na jego cały dorobek, to widać, że jest on niezwykle logiczny. Profesor wyszedł od badań nad Narodową Demokracją w regionie, po czym rozszerzył te badania do całej Polski. Od tego przeszedł do badań nad świadomością polityczną, a w końcowych etapach swojej działalności badał obyczajowość Polaków.
Pozostając przy postaci profesora Wapińskiego, również w kontekście jubileuszu pięćdziesięciolecia UG, które – go obchody zostały niedawno zakończone, czy potrafią pa – nowie wskazać, jaki był jego wkład w powstanie, a następnie – kształtowanie się uniwersytetu w Gdańsku?
Z.O.: Trudno nam o tym mówić, gdyż brakuje w tym zakresie faktografii. Nie powstały chyba żadne publikacje dotyczące procesu powołania i powstawania uniwersytetu, również w ramach konsultacji między Wyższą Szkołą Pedagogiczną a Wyższą Szkołą Ekonomiczną. Mieliśmy tu do czynienia z fuzją dwóch środowisk, które niekoniecznie chciały ze sobą współpracować, co było widoczne jeszcze przez kolejne dziesięciolecia. Brakuje również informacji o tym, w jaki sposób przeforsowano ideę uniwersytetu zarówno na szczeblu lokalnym, jak i ogólnopolskim. Powstanie UG było niezwykle złożonym procesem, o którym trudno powiedzieć coś więcej poza ogólnikami. Wydaje się, że opracowanie tego tematu mogłoby być przedmiotem rozprawy doktorskiej. Opierając się jednak na supozycjach, można stwierdzić, że rola profesora Wapińskiego w powstaniu UG była jedną z istotniejszych. Profesor Wapiński funkcjonował w dwóch środowiskach: środowisku naukowym i środowisku aktywu partyjnego. Dochodzi do tego stanowisko wiceprzewodniczącego Komitetu Organizacyjnego UG, a później – zastępcy organizatora UG (organizatorem był profesor Janusz Sokołowski). Niezależnie od tego, co dzisiaj myślimy o Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wówczas było to kluczowe środowisko decyzyjne i od zrozumienia stanu świadomości i pozyskania jego przychylności zależało, czy inicjatywa powołania uniwersytetu zaistnieje na forum najpierw Komitetu Wojewódzkiego, a później w wyższych instancjach. Należy również pamiętać, że idea powstania UG nie była jednakowo odbierana we wszystkich ośrodkach akademickich. Na przykład dla środowiska toruńskiego nowa uczelnia stawała się automatycznie konkurencją z dużym potencjałem rozwoju. Stąd prawdopodobnie ze strony tamtejszych uczonych padła propozycja powołania filii UMK w Gdańsku, a nie samodzielnego uniwersytetu, co pozwoliłoby również na kontrolowanie procesu jego rozwoju przez centralę w Toruniu. Jeżeli chodzi ogólnie o powstawanie uniwersytetów, to najbardziej aktywnymi grupami, które dążyły do ich powoływania już w dwudziestoleciu międzywojennym, były grupy przedstawicieli nauk ścisłych i lekarskich. Uniwersytet Warszawski po roku 1915 tworzyli lekarze, Uniwersytet Poznański tworzyli lekarze, Uniwersytet Wileński tworzyli lekarze. Dowodzi to szerokich horyzontów tego środowiska, które odczuwało potrzebę wyjścia poza opłotki jednej dyscypliny i budowania ośrodka uniwersyteckiego, a nie zawodowego. W ten kontekst wpisuje się postać rektora Janusza Sokołowskiego, a także profesorów: Gotfryda Kupryszewskiego i Romana Wapińskiego. Od połowy lat sześćdziesiątych ta trójka nadawała ton zarówno w wymiarze organizacyjnym, jak i w zakresie kształtowania świadomości środowisk naukowych WSP i WSE na rzecz idei budowy uniwersytetu. Trzeba pamiętać, że część uczonych z obu tych szkół nie dostrzegała potrzeby zmian, uważała, że aktualny stan organizacyjny jest wystarczający, a ich aspiracje były zaspokojone.
Czy któraś z biografii historyków, które znalazły się w słowniku, była dla panów, również jako dla przedstawicieli opisywanego środowiska, zaskakująca?
E.K.: Postacią, która jest dla mnie i zaskakująca, i interesująca, jest doktor Henryk Rubin, którego nie znaliśmy osobiście, ponieważ skończył pracę w 1966 roku, i właściwie niewiele o nim wiedzieliśmy. Jego historia jest bardzo interesująca, ponieważ oddaje coś, co jest ciągle żywe. Rubin napisał pracę o ludności żydowskiej w getcie łódzkim i zawarł w niej tezy, które pojawiają się również we współczesnej historiografii, wskazujące, że relacje polsko-żydowskie były trudne, że postawy polskiego społeczeństwa nie zawsze były chwalebne. Rubin miał chyba tego pecha, że praca dotarła do I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Jana Ptasińskiego, który ją przeczytał i którego reakcja była podobna do tej, którą dzisiaj prezentuje nasza czołówka polityczna, to znaczy negatywna. Ptasiński uznał, że praca w jakiś sposób dyskredytuje Polaków i jego zdaniem nie jest prawdziwa. W tym przypadku sąd I sekretarza okazał się ważący, gdyż chociaż Rubinowi nie odebrano stopnia doktora, mimo że takie próby podejmowano, władze WSP nie przedłużyły mu umowy o pracę. Musiał odejść z uczelni. Najpierw wyjechał do Izraela, później zdecydował się zamieszkać w Danii. Ostatecznie udało mu się opublikować doktorat w Anglii w 1988 roku [nakładem Wydawnictwa Kontra w Londynie, które wydało go pod tytułem Żydzi w Łodzi pod niemiecką okupacją, 1939–1945 – przyp. red.]. Ponoć była to praca bardzo solidna, bardzo gruntowna. Ta historia jest też o tyle ciekawa, że pokazuje, jak żywe są nastroje nacjonalistyczne, jak pewne zjawiska pozostają niezmienne mimo upływu lat.
Z.O.: Paradoks polegał również na tym, że PZPR, która mieniła się partią internacjonalistyczną, była w rzeczywistości nacjonalistyczna i w dużym stopniu wchłonęła myśl i idee Narodowej Demokracji. Chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na to, że biogramy opracowane przez nas w słowniku stanowią pierwszą pełniejszą próbę ustalenia faktografii. Stąd dla nas samych pewne fakty są odkryciem. Prawdopodobnie dopiero kolejne pokolenie będzie mogło wyjść poza te szkice, bo tak naprawdę należy mówić o tych biogramach. Ostatecznie jest to więc zaledwie punkt wyjścia, przyczynek do dalszych badań. W pewien sposób uciekamy od oceny naszych mistrzów, zasłaniamy się faktografią jak pewną kurtyną.
Czytając biogram przygotowany przez pana profesora, mam jednak wrażenie, że akurat pan wychodzi poza czystą faktografię.
Z.O.: Może trochę tak, ale żeby napisać pełną biografię, potrzebna byłaby osoba, która nie miała związku z profesorem Romanem Wapińskim. Ja go dobrze pamiętam, pamiętam ten uśmiech… Dla mnie jest to zobowiązujące, ponieważ profesor obdarzył mnie ogromnym zaufaniem i nawet jeżeli jako historyk powinienem spoglądać na niego krytycznie, nie potrafię do końca tego zrobić. Kryję się za faktografią.
Czy planują panowie jakąś kontynuację słownika?
Z.O.: Przyjęliśmy takie założenie, że piszemy o tych, którzy odeszli. Trudno jest pisać o osobach żyjących, ponieważ są one jeszcze aktywne. Kolejny tom może być pisany przez przedstawicieli młodszego pokolenia i to nasze biogramy się w nim znajdą, taka jest naturalna kolej rzeczy i nie mówię tego ze smutkiem [śmiech].
Jakie problemy pojawiły się podczas pracy nad słownikiem?
E.K.: Były to problemy chyba dosyć typowe dla tego rodzaju wydawnictw. Słownik to praca zbiorowa. Autorów było trzydziestu, łącznie z nami, więc był to ogromny zespół. Ogarnięcie tego i dyscyplinowanie poszczególnych autorów to działania, które generują pewne problemy. Nie będziemy tu wchodzić w szczegóły [śmiech], ale jakoś się udało doprowadzić sprawę do końca.
Z.O.: Z racji proweniencji geograficznej kadry znaczna część osób zdobywała stopnie i tytuły w różnych ośrodkach naukowych, a myśmy przyjęli założenie, że nie opieramy się wyłącznie na pamięci, wspomnieniach czy nekrologach, ale na dokumentacji. Nie tylko na teczkach osobowych z Archiwum Uniwersytetu Gdańskiego, ale również na dokumentach związanych z awansami naukowymi, które siłą rzeczy były rozproszone i znajdowały się w ośrodkach, w których te tytuły i stopnie były uzyskiwane, na przykład we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Warszawie, Toruniu. Pewną komplikację stanowiło też to, że w ostatnim etapie pracowaliśmy w ramach obostrzeń związanych z pandemią. Dużej pomocy w tej sytuacji udzieliło nam między innymi Archiwum UMK w Toruniu. Charakter publikacji spowodował, że nie ma w niej źródeł narracyjnych. Źródłami w większości były akta wytworzone przez instytucje czy życiorysy, które w tych aktach się znalazły. Wspomnień jako źródeł pojawiło się niewiele.
Ile czasu trwały prace nad słownikiem?
E.K.: Prace zaczęliśmy jesienią 2017 roku.
Z.O.: Wcześniej rozmawiałem o słowniku z ówczesnym dziekanem, profesorem Wiesławem Długokęckim. Były to rozmowy głównie o finansowaniu. Uznałem, że jest już najwyższy czas, aby zacząć badania nad własnym środowiskiem. Później porozumieliśmy się z profesorem Koko w sprawie wspólnej redakcji, stworzyliśmy katalog nazwisk i dobieraliśmy autorów biogramów pod kątem znajomości epoki, którą badał jego bohater. Nie chcieliśmy, aby powstały szkice hagiograficzne. Wydaje się, że autorzy się sprawdzili i nie mamy powodów do narzekań. Liczymy również na rezonans pracy. Mamy nadzieję, że będzie ona bodźcem do badań nad innymi środowiskami naukowymi UG, nie tylko środowiskiem humanistycznym, lecz także środowiskiem nauk społecznych i nauk eksperymentalnych.
Dziękuję za rozmowę.